niedziela, 19 kwietnia 2015

Monster Garage, czyli jak należy jeść crashpady


Krótka historia o tym, że jak coś kochasz to tak czy siak znajdziesz sposób żeby wydać swoje pieniądze. Chyba właśnie puenta zagościła już na samym początku artykułu, ale porzucając konieczność napisania pracy na studia podyplomowe na rzecz tego wpisu, porzuciłem także wszelkie zasady tak solidnie wbijane przez panią polonistkę przez całą podstawówkę i gimnazjum.

Otóż ten dzień zaczął się jak każdy dobry western w niedzielę w samo południe. Wtedy to zaparkowaliśmy powóz po drugiej stronie arterii dzielącej ostatnie wolne miejsca do zaparkowania od przestrzeni, na której odbywało się to kowbojskie zgromadzenie. Koniec żartów.

Tak naprawdę pojechaliśmy na warszawski cykliczny Motobazar organizowany na terenie wyścigów konnych na Służewcu. Przyznam, że po raz pierwszy byłem na motobazarze i sam nie wiedziałem czego mogę się tam spodziewać. No i okazało się, że mogę tam kupić wszystko, od błyszczącego wypasionego Goldwinga w żółtym kolorze, przez głowicę do SHL'ki, a na niemieckim mundurze i francuskim periodyku o bliżej nieokreślonej treści kończąc.

Na samym początku moją uwagę przykuły krótkie buty RST, które były o dobrą stówę tańsze niż standardowa cena na półce w sklepie. Niestety były trochę za duże, a ja chyba już nie rosnę więc musiałem obejść się smakiem i pozostawić laczki na straganie. Kolejnym stoiskiem, które wpadło mi w oko był fabryczny namiot firmy Womet-Tech produkującej gadżety chroniące nasz sprzęt przy paciaku albo ułatwiające serwisowanie gada kiedy zajdzie taka potrzeba. Oczywiście mieli crashpady do Zeta, nawet w dwóch rodzajach - bo pan na stoisku poinformował mnie, że do mojego Zeta pasują też crashpady z Z800 - tylko mocowane są w innym miejscu niż te dedykowane do mojego modelu. Obejrzałem, pomacałem, oczka mi się zaświeciły jak pałac kultury w Boże Narodzenie. Tylko wrodzony głos rozsądku kazał iść dalej, rozejrzeć się, poszukać, może znaleźć coś lepszego, a może coś tańszego.

W zasadzie dalej niewiele pamiętam z wycieczki bo cały czas po głowie chodziły mi te crashpady, pewnie z uwagi na to, że mój Zet ich nie miał, a może też tak bardzo chciałem wydać pieniądze ponieważ już dawno nie robiłem motozakupów. Nie wiem. Na bazarze było dosłownie wszystko. Byłem o krok od zakupu kolejnej pary rękawic tylko dlatego, że były tanie i były w kolorze Kawy a do tego były firmy, której mam kombiaka. Wewnątrz targały mną sprzeczne uczucia - z jednej strony typowe dla kobiet "och, och jakie to śliczne rękawice i ten kolor, no i promocja, na pewno taniej nie kupię, och grzech nie skorzystać", ale z drugiej strony włączał się rozsądny typ, który mówił "ej stary, przecież masz nowe, solidne rękawice - po cholerę Ci takie zielone szkarady, które pasują Ci do kombiaka jak pięść do nosa". I wiecie co? Powstrzymałem się! Przechodziłem pomiędzy alejkami wzdłuż i wszerz, dotykałem różnych kombiaków, butów, kasków - jak małe dziecko w sklepie z zabawkami, dając sprzedawcom złudną nadzieję, że może zostawię u nich kilka uciułanych przez zimę złotych. Nie zostawiłem. Kiedy powoli zbliżał się finał imprezy a wszystkie alejki bazaru znałem jak własną kieszeń nadszedł ten moment. Musiałem je kupić, wrócić tam i kupić! Zatem podrałowaliśmy w kierunku wyjścia i pierwszej alejki w poszukiwaniu pomarańczowego, chyba, a może jakiegoś innego, namiotu Womet-Techu. Niestety nie było. Rozpłynął się skubaniec w powietrzu albo po prostu miał takie wzięcie, że złożył się przed czasem. W tym momencie nastąpiło takie dziecięce rozczarowanie połączone z wyimaginowanym facepalm'em - a trzeba było kupić na początku idioto! Ze złudną nadzieją i próbą oszukania samego siebie przeszliśmy do drugiej alejki, bo może jednak namiot był w drugiej. Nie, też go tam nie było. Zrezygnowani poszliśmy dalej. 

Mijając kolejne stragany w poszukiwaniu już czegokolwiek nagle zobaczyliśmy dostawczaka wymalowanego w barwy firmowe Wometu. Szybka akcja, puk puk w szybkę i sprawne poszukiwania gadżetów na pace poskutkowały nabyciem upatrzonych crashpadów! Jak jeździcie na moto albo jesteście innym rodzajem petrolhead'ów, ewentualnie macie fioła na jakimś innym punkcie to wiecie jakie uczucie radości miotało mną w tamtej chwili? To coś jak wygrana w totka, połączona z odkryciem ameryki, zjedzeniem pysznej karkówki z grilla i przyspieszaniem do setki w 3 sekundy. No i to tyle. Bo tak naprawdę to chciałem napisać o montażu crashpadów.

Zestaw do samodzielnego zdrutowania craspadów wyglądał tak jak na zdjęciu poniżej. Składał się z dwóch rolek wykonanych zapewne z jakiejś utwardzanej kosmicznymi technologiami gąbki łazienkowej, dwóch aluminiowych tulei ustalających (do tej pory nie wiem czy one ustalają coś między sobą czy miały ustalić coś ze mną, wszelkie próby dogadania spaliły na panewce), dwóch śrub, podkładek i zaślepek. No i oczywiście instrukcji. Tylko który facet czyta instrukcje?

Jednak czyta, a zgodnie z nią trzeba było wykręcić śrubę z mocowania ramy nasadową trzynastką, potem przykręcić crashpad za pomocą dołączonej śruby do ramy a pośrodku umieścić tuleję ustalającą. Proste? Jak budowa cepa!

Najpierw śruba nie chciała się wykręcić z ramy bo grzechotka w kluczu przerywała. Jak udało się odkręcić dziadygę i przykręcić crashpad do ramy finalnie zatykając dziurę dołączoną plastikową zaślepką okazało się, że z rozpędu przykręciłem rolkę bez podkładki. 15 min zajęło mi zdejmowanie pierdzielonej zaślepki, przy tym udało mi się poharatać crashpad śrubokrętem, zepsuć naklejoną tam naklejkę i wymienić większość przekleństw jakie znam w różnej konfiguracji.

Następnie zabrałem się za prawą stronę. Po nauczkach z lewym crashpadem wszystko poszło pięknie i gładko, fabryczna śruba z ramy odkręcona, crashpad dokręcony i zonk! Rolka crashpada dociska się do ramy, hmm... coś jest spieprzone. Owszem! zapomniałem pomiędzy rolkę a ramę wrzucić tulejkę ustalającą i jak durny dokręcałem samą rolkę. Na szczęście nie zatkałem rolki tą zaślepką, bo znowu mordowałbym się niemiłosiernie.

Tak więc robota, która powinna zająć 15 minut, wliczając w to czas na znalezienie zestawu kluczy, trwała prawie 40 min ale frajda z kolejnego uprgrade'u Małego Zeta rekompensuje wszystko!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz